niedziela, 21 lipca 2013

Laura Esquivel: "Malinche. Malarka słów."

Tworząc powieść, Laura Esquivel poszukiwała inspiracji w losach XVI-wiecznej meksykańskiej tłumaczki i "partnerki życiowej" (a w gruncie rzeczy niewolnicy) hiszpańskiego konkwistadora Hernana Cortesa.
Malintzin, zwana także Malinalli, La Malinche lub Dona Marina, była postacią wywołującą kontrowersje - jedni uważali ją za zdrajczynię rodzimego Meksyku, inni twierdzili, że dzięki niej hiszpański podbój tego kraju był mniej krwawy.
Esquivel kreśli portret Malinalli delikatnie, bez oceniania, dzięki czemu możemy się do niej zbliżyć, a może nawet zrozumieć.
 
Nie będę opisywała wprowadzenia do fabuły, bo sami z łatwością możecie je znaleźć. Skupię się raczej na wrażeniach z lektury.
Losy Malianalli, bez wątpienia, poruszają, zwłaszcza że możemy je śledzić w całości - od narodzin, poprzez dzieciństwo u boku kochającej babki, zdradę matki, życie w niewoli z ograniczoną możliwością wyborów, aż po ostatnie tchnienie.
Powieść została napisana w konwencji realizmu magicznego, stąd wraz Malinche oscylujemy między namacalną ziemią a przestrzeniami metafizycznymi. Przenikamy zasłonę fizyczności, aby zgłębiać sedno. Niewidoma babka, duchowa przewodniczka Malinalli, powie: Straciłam wzrok, bo drażniło mnie, że kształty mnie rozpraszają i nie pozwalają dostrzec istoty rzeczy. Oślepłam, żeby powrócić do prawdy. To była moja decyzja i jestem szczęśliwa, widząc to, co widzę.
W czasie lektury odniosłam wrażenie, że oprócz opowiedzenia historii Malinalli i Cortesa, zamierzeniem Autorki było przybliżenie duchowości i wierzeń rdzennej ludności Meksyku. Niektóre akapity wydają się być wręcz miniwykładami z tej dziedziny, ciekawymi, lecz niekorzystnie wpływającymi na odbiór powieści. Chwilami czułam, jak kolejne porcje informacji przytłaczają i duszą powieściową materię, oddalając od przeżyć głównej bohaterki.
 
Czy wciąż macie ochotę na spotkanie z "malarką słów"? Wybór należy do Was... ;)
 
Ku pamięci:
 
Bóg jest w centrum. Tam, gdzie nie ma żadnego kształtu, żadnego dźwięku, żadnego ruchu. Gdy poczujesz zawrót głowy, usiądź, przestań się ruszać, zamilknij, a napotkasz Pana tam właśnie, w twoim niewidocznym centrum, które cię z nim łączy.

Wszystko wokół niej mówiło i poruszało się. Rzeka, w której robiła pranie, wypełniła powietrze muzyką plusku fal uderzających i kamienie. Do tego dźwięku dochodziły odgłosy wydawane przez ptaki, hałasujące głośniej niż zwykle, żaby, świerszcze, psy i przez samych Hiszpanów, nowych mieszkańców tych ziem, którzy nieśli wszędzie ze sobą denerwujący szczęk zbroi, armat i arkebuzów. Malinalli tęskniła do ciszy, do spokoju. Popol Wuh, święta księga Majów, głosiła, że kiedy wszystko pogrążone było w całkowitym spokoju, w ciemności nocy, w ciemności światła, wtedy właśnie dokonało się stworzenie.
Malinalli potrzebowała takiej ciszy, żeby stworzyć nowe i dźwięczne słowa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...