wtorek, 9 kwietnia 2013

Różewicz o wiośnie

Widziałam dziś parę gołębi tulących się do siebie na dachu szarego blokowiska. A kwietniowy śnieg padał i padał...
 Pamięć podsunęła mi fragment wiersza Różewicza z tomiku "Niepokój":

W CISZY TAK DROGO OKUPIONEJ


Rośliny których korzenie i kwiaty
rozwijają się pod ziemią
do słońca zaczną lecieć
(...)
Padają trawy pod kosą
można je ogniem wypalić
ale kto mocen jest rozkazać ziemi wiosennej
Ziemio! Nie wolno ci rodzić zieleni
i nie noś na sobie bujnych traw

niedziela, 7 kwietnia 2013

Yoko Ogawa: "Miłość na marginesie"


 

 
To nie jest historia romantycznej miłości. Nie znajdziemy tu nic w rodzaju: poznali się, zakochali, przeszkody pokonali. "Miłość na marginesie" to powieść daleka od schematyzmu.
Młoda kobieta, której imienia nie znamy, tuż po odejściu męża zapada na dziwną chorobę słuchu przejawiającą się nadwrażliwością na odgłosy pochodzące z zewnętrznego świata i omamami w postaci dźwięków skrzypiec oraz fletu. Wewnętrzna muzyka jest zaproszeniem do zbadania własnego wewnętrznego świata. Nasza bohaterka staje przed ważnym życiowym zadaniem: z fragmentarycznych wspomnień próbuje odtworzyć i zrozumieć historię swojego życia. Z pomocą przychodzi jej stenograf o wdzięcznym imieniu Y ;)... .
Ogawa przedstawia świat przefiltrowany przez wrażliwe zmysły bohaterki, dzięki czemu zanurzamy się w klimat pełen wyciszenia, delikatności, zmysłowości odkrywającej piękno zaklęte w detalach codziennej rzeczywistości, takich jak pierwszy śnieg, niebo widziane z balkonu, meble - antyki czy zwinne palce stenografa pracowicie zapisujące wypowiadane słowa... Dobrze było mi w tym świecie, choć wraz z bohaterką poczułam się trochę zagubiona.
"Miłość na marginesie" trafia na półkę: "do powtórnego przeczytania w przyszłości", co jest najwyższą formą docenienia:). To druga pozycja z "Serii z miotłą", na której się nie zawiodłam.
I garstka cytatów:
- Jeśli znów będę słyszała, tak jak dawniej, to co takiego usłyszę? Wydaje mi się, że wszystkie ważne w moim życiu dźwięki, jeden po drugim, odchodzą ode mnie. Kiedy opuszczę szpital, tam już nie będzie nic. Żadnego dźwięku, który chciałabym usłyszeć i zatrzymać w sercu. Skoro tak, to po co mi uszy? (...)
- Nie martw się. Masz piękny głos. Nawet jeśli wszystkie inne dźwięki znikną, twój głos zostanie.
***
Jeśli ktoś wypowiada zdanie pełne emocji, długopis, chcąc nie chcąc, wychwytuje je z powietrza i uwiecznia na papierze. W przypadku pięknych uczuć nie ma z tym problemu, ale na tym spotkaniu nikt nie miał czystych intencji. Tak jak ludzie ranili się słowami, tak moje palce zadawały ból literom.
***
Moje obecne uszy i te sprzed dziesięciu lat mają ze sobą wiele wspólnego. Myślę, że one żyły przez ten czas własnym życiem, żywiąc się wspomnieniami, których ja się wyrzekłam.
***
Dzięki tobie zrozumiałam, że powinnam być bardziej wyrozumiała dla swoich uszu. Twoje palce i te niebieskie powyginane znaki sprawiają, że mam dla siebie dużo ciepła. Myślę, że moje uszy potrzebują czegoś, co nie ma kolców. Potrzebują wspomnień, które czas wypieścił i pozbawił cierni. Takich, które mnie nigdy nie zraniły. Które nie pozostawiły po sobie blizn ani bólu. Musiałam swoje uszy bardzo źle traktować i one same postanowiły o siebie zadbać.

czwartek, 4 kwietnia 2013

Dzienniki Beatrix Potter

Na wypadek, gdyby kiedyś zajrzał tu jakiś bezinteresowny Darczyńca, który z bliżej nieokreślonych powodów zwykł czynić ludziom książkowe podarki, oznajmiam, że byłabym bardzo ukontentowana z poniższych:

Prezent nr 1
 
 
Prezent nr 2
 
 
Aby nie komplikować ewentualnemu Darczyńcy życia, podpowiem, że można je zakupić tu: www.amazon.com .
                                                                              Z poważaniem
                                                                                 roug-ette ;)

środa, 3 kwietnia 2013

Pokusa okazała się silniejsza... - Peter Prange: "Złodzieje nieba"

Jakiś czas temu pisałam o atrakcyjnej okładce powieści i o swojej doń nieufności... W końcu zdecydowałam się na zakup. Poza pełną uroku okładką, zaletą książki jest niewątpliwie papier w odcieniu écru oraz zszywane strony. Bardzo przyjemny przedmiot.

 
Ale przejdźmy do sedna. "Złodzieje nieba" to prawie pięciusetstronicowa historia spotkania, rodzenia się miłości oraz dalszych losów dwojga artystów - Laury i Harrego. Kiedy się poznają, ona jest jeszcze nieświadomą w pełni swojego talentu studentką sztuk pięknych, on - uznanym i uwielbianym, szczególnie przez kobiety, malarzem. W gorących czasach, tuż przed wybuchem II wojny światowej, Laura porzuca studia oraz rodziców i udaje się do Paryża, aby żyć i tworzyć z Harrym...
 
Co ciekawe, powieść, jak podaje Prange, została zainspirowana autentyczną historią malarzy: Leonory Carrington (1917-2011) oraz Maxa Ernsta (1891-1976), ale nie aspiruje do roli biografii, w większej mierze jest swobodnym wytworem fantazji autora. Bez wątpienia przedstawiona historia jest interesująca i dotyka podstawowych istotnych tematów, takich jak miłość, sztuka czy kondycja psychiczna człowieka. Jednocześnie jej potencjał, moim zdaniem, nie został całkowicie wykorzystany. Wszystko jest trochę spłaszczone, uproszczone, momentami niewiarygodne... jakby forma nie zdołała unieść od ziemi tej "skrzydlatej", bogatej treści. Miało porywać, a znużyło.
 
Czasem człowiek potrzebuje pozwolić się uwieść, nawet gdy z góry przeczuwa, że to droga na manowce... Tak było ze mną i "Złodziejami nieba" ;). 
 

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...