poniedziałek, 27 maja 2013

Maria Konopnicka żywą kobietą była.

  
Jakie skojarzenia pojawiają się w Waszej głowie, kiedy pada hasło: Maria Konopnicka?
U mnie, przynajmniej dotychczas, wiało nudą. Po pierwsze, Konopnicka kojarzyła mi się z pomnikiem stojącym w parku jej imienia, z dumnym podpisem: "Pójdź dziecię, ja cię uczyć każę". Pomnik nie cieszył się powszechnym szacunkiem, a to obiektem żartów się stawał, a to jego górną część skradziono i trzeba było dorabiać nową... Po drugie, z "Rotą" i klimatami pozytywistyczno-patriotycznymi. Po trzecie, z lekturami szkolnymi. Na dodatek, w zamierzchłym dniu, kiedy moja klasa wybrała się na programową wycieczkę do domu urodzenia poetki, ja wolałam wybrać się gdzie indziej. Nie przypominam sobie nic, co budziłoby sympatię. Sztampa. Sztywność. Chociaż może... zaraz... Tak. To były przygody Pimpusia Sadełko. Zdaje się, że całkiem sympatyczne.

Zupełnie niedawno, kiedy zainteresowałam się trochę biografią Konopnickiej, dowiedziałam się, że była kobietą odważną, wyłamującą się ze społecznych schematów. Poszukiwała własnej drogi. Niektórzy piszą, że po odejściu od męża angażowała się w liczne romanse z mężczyznami, po czym zdecydowała się na długotrwały związek miłosny z kobietą. Jakkolwiek by nie było to interesujące, to wciąż nie byłam w stanie ani wyobrazić sobie, ani zrozumieć, kim była...

I z takim oto zamętem pomnikowo-romansowym sięgnęłam po tomik jej poezji pod tytułem nomen omen "Samotna".  Lektura była niemałym zaskoczeniem, gdyż nie znalazłam w niej nic z ducha pozytywizmu, którym nieraz są nasycone  utwory Konopnickiej. No może gdzieś czasem maleńka nutka dydaktyzmu pobrzmiewa, ale można ją zaakceptować. Większość utworów ma osobisty charakter i to sprawia, że są wyjątkowe. Część z nich była zainspirowana wycieczką Konopnickiej do Włoch. Oscylują głównie wokół poszukiwania miłości i namiętności, które według poetki są  w życiu najistotniejsze, a jednocześnie kruche i ulotne. Kiedy przeminą lub nie zostaną odnalezione, pozostaje bolesne uczucie niekompletności i tęsknoty. A to mała próbka z "Imaginy":

I oddasz wszystko, coś zbierał jak sknera,
Za jedną chwilkę, w której serce bije.
Powój wiosenny, gdy kielich otwiera,
I promień słońca, co go spali, pije,
Fala, gdy pędzi na brzeg i zamiera,
Wszystko, co kocha i ginie - to żyje.
Ty sam się rodzisz i umierasz po to,
Byś raz z miłosną spotkał się pieszczotą.

Bez wątpienia, z kolejnych utworów wyłania się spragniona miłości, czasami zagubiona, kobieta. Spod warstw spiżu wyjrzało życie. To odkrycie naprawdę interesujące i przyjemne.

A teraz zatrzymajmy się na chwilę razem z Panią Marią pod balkonem szekspirowskich kochanków:




 
Balkon Julii w Veronie (źródło: www.swiatpodróżników.pl)
W Weronie

Do ołtarza miłości pielgrzymuję cicha,
Płomień niosąc na ustach, a w sercu tęsknotę;
Na drogę moją słońce rzuca róże złote,
W młodocianych winnicach przelotny wiatr wzdycha:
                                                      - O Gulia!...

Z daleka idę. Brzozy te białe, co stoją
I płaczą w kraju moim, szeptały o tobie,
A słowik, co dziś śpiewa tu, na twoim grobie,
Namiętne pieśni rzucał w bezsenną noc moją,
                                                   - O Gulia!...

Drogę do ciebie serca wskazało mi drżenie
I szmery pocałunków w powietrzu uśpionem
I róża ta, co płonie rozchylonym łonem,
I od skrzydeł głębokich padające cienie,
                                                   - O Gulia!...

Więc tutaj , jak zraniony ptak, tęsknymi loty
Dążyłam, by o kamień oprzeć senną głowę
I śnić wonie jaśminów, noce księżycowe
I czuć dreszcze i żary tajemnej pieszczoty,
                                      - O Gulia!...

Lecz błagam, chciej przebaczyć samotnej pątnicy,
Że zamiast kwiecia, zamiast weselnego pienia
Do grobu twego niosę zadumę milczenia
I czoło pochylone i żar łez w źrenicy...
                                       - O Gulia!...





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...