piątek, 18 stycznia 2013

"Róża. Obrazy i słowa" Romy Ligockiej

 Być może znacie Romę Ligocką z lektury jej autobiograficznej powieści pt. "Dziewczynka w czerwonym płaszczyku". Tym razem Autorka znów snuje opowieść o sobie i swoim, także dorosłym, życiu, wzbogacając ją akwarelowymi obrazami. Pourywane nitki wspomnień, impresji, snów i refleksji wydają się układać w pajęczynę, piękną i kruchą.
 
To ciekawe, że kiedy myślę o tej książce, to nieposłuszne słowa nie chcą układać się w zdania, stojąc na straży swojej pojedynczości. Może ma to związek z przedstawionym w niej światem - zniszczonym przez wojnę, pozbawionym podstawowych struktur, światem, który trzeba zbudować na nowo, zaczynając od małych cegiełek...
 
Cegiełki - słowa, cegiełki - obrazy, cegiełki - barwy...
ból... zranienie... ciemność... strach... czerń... smutek... błękit... nostalgia... sepia... stara fotografia... samotność... zmysłowość... erotyka... czerwień... kruchość...
... i miłość do życia, pomimo wszystko.
 
A to garstka ulubionych cytatów:
Od czasu do czasu przed naszym domem zatrzymuje się wczesnym rankiem dorożka i jedziemy do ogrodu botanicznego. W tajemniczym ogrodzie nie istnieje ani czas, ani strach, nie ma Niemców i ich zakazów. Jestem tylko ja i zaklęte drzewa, które szepczą mi swoją opowieść, kolorowe kwiaty, które wyłaniają się z ziemi jak żywe szlachetne kamienie, i milczące czerwone i białe ryby w bajecznym stawie. Widziałam nawet kosa. Wygląda dokładnie tak jak na okładce książki. Trochę się go boję, tak jak zresztą wszystkich ptaków i zwierząt. Siedzę w zacienionym kącie i buduję z gałązek maleńkie mosty oraz niewielkie szopy i ogródki. Szepczę przy tym do siebie i opowiadam sobie historie. 

Siadywaliśmy sobie tak razem z wujkiem, pogrążeni w czułym milczeniu lub nieśpiesznej rozmowie, w której najważniejsze było to, że się lubimy. Był człowiekiem małomównym, dobrym i skromnym. Nie umiałabym pewnie wtedy tego tak nazwać, ale bezbłędnie czuło to moje dziecięce serce. Do dziś, zapewnie po nim, zostało mi upodobanie do ludzi takich jak on - cichych, nieśmiałych...
Od lat mam wciąż powracający sen. Śni mi się, że gdzieś w obcym mieście wsiadam zmęczona do taksówki, mówię taksówkarzowi po prostu: "do domu" - a on wie, gdzie to jest. Zna adres i zawozi mnie tam - mimo iż ja sama nigdy go nie odnalazłam - do domu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...