sobota, 23 lutego 2013

Czy pasje mogą przeminąć... albo przekształcić się w inne?

A miałam dzisiaj pracować. I nic. Jakiś Osiołek się we mnie zaparł i nie ma mowy. Nie byłam w stanie. Swój zawód wybrałam z pasji, wkładając w to później wiele serca, zaangażowania i wysiłku. Spełniam swoje marzenia z przeszłości, otwierają się kolejne drzwi, a mi przestało się chcieć... Nie czuję już tej iskry... w ogóle jej nie czuję... Zgasła? A może to tylko przesilenie?
 
Zmagałam się z tym Osłem, spierałam, próbowałam przekonać... Uwierzcie, były to poczynania iście bohaterskie, ale zakończone klęską. Zręby niezrealizowanych projektów (to teraz takie modne słowo) będą zalegać w moim umyśle i w komputerze, terminy gonić, poczucie odpowiedzialności dźgać permanentnie, a i strachy pt. "co to będzie" wtrącą swoje trzy grosze. Dodajmy jeszcze poczucie winy, że zawodzi się oczekiwania tych, wobec których jest się zobowiązanym. Uuu... lista wewnętrznych demonów się wydłuża... A Osioł je wszystkie ma w nosie i mówi: "pomyśl o niebieskich migdałach i film sobie obejrzyj". Uległam i bilans dnia wygląda tak:
 
1. Zobaczyłam film, który od dawna za mną chodził, a którego obejrzenie odkładałam na bliżej nieokreśloną przyszłość, to jest: "Przed wschodem słońca".
2. Wymyśliłam przepis na jaja faszerowane suszonymi pomidorami, oliwkami i natką pietruszki i wprowadziłam go w czyn.
3. Zrobiłam trochę zapisków w prywatnym notesie.
4. Napisałam 0 słów w planowanym artykule, a precyzyjnie, nie zaczęłam go pisać.
 
Nieposłuszne myśli chcą chodzić swoimi drogami, a to do jakichś obrazów filmowych wracają, a to jakiś cytacik przywołają.
 
 Na przykład, przypomniała mi się Carry Bradshow z "Seksu w wielkim mieście". Uwielbiałam oglądać sceny, kiedy siadała w swoim małym mieszkanku przy laptopie (kto w tamtym czasie miał laptopa?) przed oknem z widokiem na ulice Nowego Jorku i kłębiące się myśli układała w zdania felietonów:
 

Pomyślałam też, że gdybym mogła przenosić się w czasie i przestrzeni, to na galę Oscarów bym się udała (to już jutro). Podpatrywałabym stroje i biżuterię, poczułabym klimat imprezy, a może i jakieś danie z soczystych krewetek zjadła. Zobaczyłabym na żywo, czy film, który ostatnio widziałam, zdobędzie jakieś nagrody... Byłoby elegancko, lekko i niezobowiązująco... A wracając bliżej ziemi, to pomyślałam, że swoje prywatne Oscary rozdam, ale o tym później...
Zbłądziłam też w okolice Sylvii Plath i snu, który opisywała w "Szklanym kloszu"...
C.d.n.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...