Ikona przedstawiająca Matkę Boską Supraśl, maj 2013 |
- Tak, tym bardziej będę pragnęła wybawić go od jego własnych niedoskonałości - stworzyć mu możliwość pozbycia się wszelkich defektów, których nabawił się dzięki kontaktom z gorszymi od siebie i pomóc rozbłysnąć jego własnej wrodzonej dobroci.
Moje serce zamarło, kiedy w oddali ujrzałem okazałą rezydencję pośród rozległego, wspaniałego parku - obecnie przystrojonego w zimową szatę. Majestatyczne, pokryte nieskalaną bielą, pagórkowate grunty, które otaczały budynek... strzeliste drzewa uginające się pod ciężarem śniegu i połyskujące na tle szarego nieba... przepastne lasy okalające majątek... tafla zamarzniętego śpiącego jeziora otoczona ośnieżonymi jesionami i wierzbami... - wszystko to przedstawiało frapujący widok, lecz bynajmniej nie dodawało mi śmiałości.
Balkon Julii w Veronie (źródło: www.swiatpodróżników.pl) |
Beautiful flowers are shaking in the spring breeze.
V. Frankl: "Homo patiens" (s.83)Znamy kogoś, kto posłany do obozu koncentracyjnego usiłował przemycić tam gotowy do druku rękopis książki, dzieło swego życia, aby je uratować dla lepszych czasów. Jednakże nie udało mu się, rękopis przepadł i nie było żadnych widoków na to, by książka mogła się kiedykolwiek ukazać. W tej skrajnej wewnętrznej udręce człowiek ten przekonał się sam na sobie, że ostatecznie ważniejsze jest, by żył, cierpiał i umarł zgodnie z tym, co napisał, aniżeli to, by książka ta się ukazała.W ogóle z pisaniem książek rzecz ma się tak: napisać książkę to rzecz niewielka - żyć to sprawa ważniejsza; jeszcze więcej znaczyłoby napisać dzieło, według którego by żyć można. A jakże ważne byłoby żyć tak, żeby można było o tym napisać dzieło!
Ja nie chcę spać, ja nie chcę umierać,
chcę tylko wędrować po pastwiskach nieba,
białozielone obłoki zbierać,
nie chcę nic więcej, nie chcę nic mniej.
Są jeszcze brzegi na których nie byłam,
są jeszcze śniegi, których nie wyśniłam.
Są pocałunki na które czekam,
listy z daleka, drogi pod wiatr.
Bo chociaż nie ma tam brzegu mojego,Agnieszka Osiecka
śniegów i nieba, nieba zielonego,
noc mnie nie nuży, dzień się nie dłuży,
być wciąż w podróży, w drodze pod wiatr.
A proszę cię, bądź dzielna! Nie lękaj się niczego, Emilko. Śmierć nie jest czymś strasznym. Wszechświat pełen jest miłości, wiosna powraca stale i jest wszędzie, a śmierć jest tylko otwarciem i zamknięciem drzwi. (...) Tobie życie coś da, czuję to. Idź prosto przed siebie bez obawy, kochanie. Idź życiu naprzeciw.
- Czy umiesz śpiewać? - spytała po chwili chuda, piegowata dziewczynka, która wyobrażała sobie, że jest bardzo ładna, mimo swej chudości i piegów.
- Nie - rzekła Emilka.
- Czy umiesz tańczyć?
- Nie.
- Czy umiesz szyć?
- Nie.
- Czy umiesz gotować?
- Nie. (...)
- No, to cóż ty umiesz?
- Umiem pisać poezję.
(...) Aha, Ojcze drogi, zrobiłam wielkie odkrycie. (...) Umiem pisać wiersze. Może pisałabym je już od dawna, gdybym tylko spróbowała. Ale po pierwszym tylko dniu szkoły, honor nakazywał mi zabrać się do pisania wierszy, więc spróbowałam. To takie łatwe!
Przez chwilę zdawało jej się, że padnie na łóżko z płaczem. Nie mogła znosić w milczeniu takiego bólu i wstydu, piekącego jej serce. Wtem oczy jej padły na stary żółty zeszyt na stoliczku. W minutę później Emilka siedziała po turecku na łóżku i gorliwie pisała swym tępym, małym ołówkiem. W miarę jak palce posuwały się po liniach zeszytu, policzki jej czerwieniły się, oczy rozpalały i błyszczały coraz bardziej. Zapomniała o Murrayach, chociaż pisała o nich, zapomniała o swym upokorzeniu, chociaż opisywała to, co zaszło: pisała przez przeszło godzinę przy mdłym światełku dymiącej lampki, nie ustając w pracy ani na chwilę, chyba po to, żeby wyjrzeć przez okno i zobaczyć piękno mglistej nocy, albo żeby odszukać na dnie świadomości jakiś wyraz, który jej był potrzebny; kiedy taki wyraz się nasuwał, wydawała westchnienie zadowolenia i pisała dalej. (...) Podczas pisania minęły ból i upokorzenie. Czuła się tylko zmęczona, ale niemal szczęśliwa. Było to zabawą, takie szukanie i dobieranie słów w celu opisania wuja Wallace'a.Emilka nie jest słodka:
Lubię opisywać ludzi, których nie lubię, bardziej nawet, niż tych, których lubię.
***
- Och! - myślała Emilka, zaciskając pięści pod fartuchem.Październik w Srebrnym Nowiu:
- Pragnę, aby niedźwiedź, który pożarł niegrzeczne dzieci w Biblii, zjawił się tutaj i zjadł was wszystkie.
W krzakach dookoła szkoły nie było takich miłych, pożytecznych niedźwiedzi, tak że panna Brownell dokończyła czytania i wyszydzania poematu.
***
Potem, gdy ziemniaki były gotowe, kuzyn Jimmy dawał każdemu z nich po jednym. Rozłamywali owe ziemniaki na dwie połowy, posypywali solą, którą Emilka przyniosła i ukryła pod jedną z sosen w małym pudełeczku, jedli z rozkoszą. Żaden bankiet tak nie smakował bogom, jak tym dzieciom uczta złożona z ziemniaków i soli. Wreszcie nadchodziła ciotka Laura, a częściej jeszcze dochodził jej srebrzysty głos, wołający w ciemną, mroźną dal: Emilko!